Skarbka Fryderyka (Baumgartstraße)
Ulica powstała na kanwie wcześniejszej drogi biegnącej u podnóża wałów miejskich. W 1834 r. zamieniona na promenadę biegnącą m.in. obok cmentarza parafialnego kościoła p.w. św. św. Piotra i Pawła (powstałego przed 1327 r.). Ostatni pochówek na tym cmentarzu odbył się w 1835 r. Tu też postawiona była kaplica Bożego Ciała (1342 ). W 1842 r. cmentarz ten przekształcono w ogród z rabatami kwiatowymi. W latach 1853-55 powstał budynek szkoły ludowej, od 1870/71 szkoła żeńska (dziś: Zespół Szkół Ekonomicznych). W 1862 r. dzierżawca cegielni Bierenfelda postawił swoją willę (dziś: budynek biurowy). W 1865-67 r. wzniesiono budynek gimnazjum miejskiego (dziś: Zespół Szkół Elektro-Mechanicznych). W 1866 r. otwarto restaurację Gorkauer Bierhalle. Była ona własnością Görkauer Bürgerbrau, czyli browaru we wsi Górka, dziś dzielnica Sobótki, stąd nazwa lokalu (dziś w tym miejscu stoi „Parnasik”). W 1873-74 r. zbudowano budynek banku (dziś: Delegatura Urzędu Wojewódzkiego). W latach 1905-1921 r. działału tutaj katolickie seminarium nauczycielskie (dziś: ING Bank). Od ok. 1870 ulica nosiła nazwę: Baumgartstraβe.
16 stycznia 1946 r. w ramach repolonizacji nazw ulicy nadano nazwę Franciszka Ksawerego Lubeckiego-Druckiego. 26 stycznia 1952 r. wymieniono patrona ulicy na Alfreda Lampego. 5 lipca 1991 r. nastąpiła ponowna zmiana patrona na Fryderyka Skarbka.
Ulica Fryderyka Skarbka ma długość 422,7 m.
Johann Gottfried Baumgart – patrz: aleja Orła Białego.
Franciszek Ksawery Lubecki- Drucki (1779–1846), polityk; 1821–1830 minister skarbu w Królestwie Polskim; rozwinął przemysł; inicjator założenia Banku Polskiego.
Alfred Lampe (1900–1943), teoretyk i działacz komunistyczny; jeden z inicjatorów utworzenia I Dywizji im. T. Kościuszki.
Fryderyk Florian Skarbek (1792–1866), ekonomista, pisarz, malarz, historyk i działacz społeczny; odwiedził Legnicę w XIX w., co uwiecznił w swojej twórczości.
PODRÓŻ BEZ CELU Tom I
wydana nakładem N.Glucksberga w Warszawie (1824).
ROZDZIAŁ XIII.
Polskie tańce.
POLONEZ w Lignicy, a to rzecz osobliwsza? - pomyślałem sobie, słysząc z daleka pozytywkę graiącą na ulicy Poloneza. Zbliżyłem się do graiącego, który ani się domyślał, ile mi przyiemności prostem kręceniem korby sprawiał. Jeszcze raz tego samego, rzekłem do niego, daiąc kilka dydków i usłużny wirtuoz nastawił walce organków i zaczął kręcić korbą, a ia oparty o ścianę słuchałem iego muzyki, poglądaiąc na Xiężyc, który pogodny krąg swóy roztaczał pomiędzy obłokami i spokoyny promień po oknach świeżo zburzonego kościoła roznosił. Patrzałem na niego okiem uteschnienia za oyczyzną, którey wspomnienie narodowy dźwięk ocucił: myślałem o was ziomkowie, których tak kocham, którym tyle dobrego życzyć można, o was przyiaciele, których mi zawsze spokoyne i iednostayne pogodne światło Xiężyca przypomina; o tobie Emilio… Czemuż ciebie ieszcze zapomnieć nie mogę! Tak w tym właśnie uśmiechaiącą się do twoiey przyiaciołki, która przy zakręcie koła spotyka się z tobą; odmawiasz odbiianego, chcesz ciągle z iednym tylko kawalerem tańcować, nie daiesz żadney przyczyny twego uporu; prawda, że tancerz nie iest przedmiotem zazdrości, kochany wuiaszek; miia koło raz i drugi, ty się śmieiesz z utęschnionych za twoią łaską, co się który zbliża, zwracasz na drugą stronę; wszystko tak zręcznie, z takim niewymownym wdziękiem, ach iakże to… Co, iuż skończył? iakże nieznośnie ięknęła ostatnia piszczałka organków, iak nieprzyiemnie przerwała mi moie marzenia. Czy kazać ieszcze grać tego samego? Niemiec się kłania, dziękuie za zapłatę otrzymaną, lecz radby otrzymać więcey, skłonię się do iego życzenia… Ale co słyszę? Polonez Ogińskiego na fortepianie, to być nie może, słuchaymy… tak iest nieinaczey. Móy wirtuoz spostrzegłszy zadziwienie moie, uwiadomił mię, iż ten polonez, który on grał na swoiey pozytywce, pochodzi od tey, którą ia teraz będę słyszał, że on iest od niey za to płatny ażeby co dzień wieczór grał go pod iey oknem.
Nie, iest to Niemka; ale iey nieznam ieszcze gdyż i ia niedawno przybyłem do Lignicy i ona iak mi mówiono nie od dawna czasu tutay mieszka.
Skłonił się i odszedł; a ia stoię znowu oparty i przysłuchuie się z naywiększem uniesieniem tańcom polskim z niewymownem czuciem granym. Nie, to nie może być Niemka, niepodobna dać tyle wyrazu tey narodowey muzyce; naydoskonalszy muzyk bez znaiomości narodu tak ich grać nie potrafi. Otóż i mazur, iaki skoczny iaki zamaszysty; znowu się wróciła do melancholiynych polonezów; co za znaiomość tey części muzyki naszey? co za pamięć? O iakże zaostrzona iest moia ciekawość… A iednakże ustępuie w umyśle mieysca marzeniom i wspomnienia na swoich. Co to za czucie słodkie to pomiłowanie swoich, dla czegóż wszystkim ludziom iednakowego pomiłowania poświęcić niemożemy? Gdyby mi tutay teraz dwóch ludzi stawiono, iednego z naybardziey przezemnie wielbionego męża z pomiędzy mędrców Niemieckich i poczciwego Polskiego, nie wahałbym się podobno i skoczyłbym do tego ostatniego aby go iako nayserdeczniey uściskać. Dobrze i pięknie iest kochać wszystkich ludzi, lecz słodziey i równie dobrze iest kochać ziomków. Wszakże można być razem i dobrym bratem, dla czegóżby się miłość kraiu i ziomków Wszakże można być razem i dobrym przyiacielem i dobrym bratem, dla czegóżby się miłość kraiu i ziomków z miłością całey ludzkości w iednymże sercu pomieścić nie miały? Jleż ia to przyiemnych uczuć winien iestem piękna nieznaiomo, która te narodowe przygrywasz mi tańce. Tak, piękna, chociaż cię nie widzę, bo taką być musisz. A czemużbym się nie miał przekonać o tem iak dalece móy wniosek iest prawdziwy? Dla czegóżbym nie miał weyść do domu? Wszakże z tego otwartego okna na pierwszym piętrze słychać muzykę; póydę podziękuię za grzeczność, która mi świadczy. Za grzeczność? A któż to powiedział że to dla mnie te polskie tańce graią? Ale oczywiście domyślano się że tu musi być Polak pod oknem, ponieważ kazał sobie powtórzyć poloneza na pozytywce granego. A choćby i tak było czyliż iuż ztąd wnosić należy że zostanę dobrze przyięty; kto wie czy tam nie masz obok graiącey iakiego drzemiącego Alberta, iakiey zrzędney mamuli lub ciotuni, któryby się ta późna wizyta nie podobała; któż mi zaręczy czy że ią sama graiąca dobrze przyymie? I ia tu stoię i rozmyślam, inny na moim mieiscu byłby iuż dawno na górze, ale ia całe życie takim nieśmiałym zostanę: no więc póydę. Ale kiedy muzyka ustała, zamykaią okno, otóż i dzwi domu zatrzaskuią; wszystko ucichło i ia stoię na ulicy iak gdyby mi kto był co odebrał, iak gdybym był co zgubił: i póydę do oberży, przenocuię, iutro odiadę i po wszystkiemu. Nie, otóż nie tak będzie, uwziąłem się tą razą, zostanę prze iutro w Lignicy, wrócę tutay, dowiem się kto grał polonezy i mazurki, skąd do ich znaimości moia piękna muzykantka doszła. Uważaymy dobrze dom, abym do niego iutro trafił. Drzwi sklepione, z daszkiem z ciosu na dwóch niezgrabnych figurkach opartym. Znak iakiś podobno wielki obwarzanek na nim wymalowany. Ławka kamienna przed domem; trzy okna na pierwszym piętrze, dwa na drugiem i w kończatey facyatce iedno. Obok siodlarz naprzeciwko... o ba, iuż teraz trafię. Kto też to być może? Kto też to być może? To pytanie Anie niechce ustąpić z głowy, z niem się spać położę, śnić mi się będzie o niem i z niem się obudzę.
Tak się stało nayprzyiemnieyze sny zaymowały; mię przez noc całą, rozwiązaną była zagadka o graiącey, poznałem w niey Matyldę, z nią naysłodsze pędziłem chwile; niekiedy obraz Matyldy mieszał się z obrazem Emilii, dosyć że opływałem w piękności i rozkoszne uczucia… gdy mnie Paweł przebudził z doniesieniem iż iuż wszystko gotowe do wyiazdu. Nie odiedziemy, rzekłem do zdziwionego Pawła, dla którego Lignica żadnych nie miała powabów; ubrałem się iak nayprędzey i pospieszyłem do złotego obwarzanka.
Wchodzę do sklepu gdzie za stosem bochenków, bułek i ciast siedziała nader czysto ubrana babunia, która spostrzegłszy mię przestała robić pończochę i powstawszy czekała żądania mego, czy bułki, czy chleba, czy ciasta zapragnę.
Przepraszam bardzo że Pani przeszkadzam „rzekłem,, ale proszę mi powiedzieć czy to w tym domu w dniu wczorayszym wieczorem grano polskie tańce?
Dla czegóż się Pan o to pytasz? Co to Pana może obchodzić? – odpowiedziała zdziwiona staruszka.
Jestem Polakiem podróżuiącym i te dźwięki narodowych pieśni tam mnie wczoraj rozczuliły, iż bym chciał podziękować przed odiazdem tey która we mnie tak słodkie uczucia wzbudziła.
Na te słowa porwała się ze stołka w kązie sklepu młoda przytomna osoba, którey nadzwyczyna bladość smutkiem przeymowała. Przybiegła do mnie z radością, oczy zaiaśniały wyrazem pocieszenia, lekki rumieniec na chwilę przerwał bladość lica. „Ty iesteś Polakiem,, dobry Panie „pozwól niech ci rękę ścisnę iako przyiacielowi, ia bardzo kocham Polaków.,,
Ernestyno – zawołała staruszka, upamiętay się co czynisz, cóż ten Pan obcy o tobie myśleć będzie… Niech Pan wybaczy iey nieszczęściu.
Kochana ciotko! Nie strofuy mię proszę ciebie, ten Pan nic złego o mnie ni pomyśli, to iest Polak, a Polak złym być nie może. Wszak prawda kochany Panie?
Nie mogłem utaić rozczulenia i pomieszania mego, przycisnąłem do serca dziewczynę, która z dziecinną ufnością, trzymaiąc mię za rękę głowę swoią na moiem ramieniu oparła.
„Ach moia ciotko „rzekł,, pozwól niech ia zaprowadzę do Stanisława, wszakże to był iego ziomek. Przyrzekam ci że natychmiast z nim razem powrócę. Dobry Panie proś ty za mnie ciotki, aby mi pozwoliła iść z tobą niedaleko, tam, kilkaset kroków. Ja powrócę zaraz.”
Ale Ernestyno, upamiętay się, wszakżeś mi przyrzekła że tam więcey chodzić nie będziesz, że nie będziesz tak martwić nieustannie.
Nie, nie będę się martwić, będę wesołą, wrócę do roboty z ochotą, nawet iuż dzisiay grać nie będę, tylko mi pozwól niech póydę z tym panem. I nie czekając odpowiedzi ciotki, bierze mnie za rękę i prowadzi spiesznym krokiem ku drodze którą przyiechałem.
Milczała długo, widać było na twarzy walkę nayżywszych uczuć; wzrok iey ciągle był przed siebie zwrócony. „Ty może myślisz Panie,, rzekła nakoniec, że ia zupełnie, od zmysłów odeszłam, sądząc po moiem obeyściu się z tobą; nie nie, ia mam rozsądek, mam aż nadto ieszcze zdrowy umysł, bo umiem czuć nieszczęście moie. Ale sposobność oglądania Polaka, mówienia z nim, za nadto na mnie wrażenie czyni, ażebym na przepisy przystoyności i grzeczności zważać miała, ażebym na chwilę poniekąd przytomności nie traciła.
Lecz dla czegóż to widzenie Polaka takie na tobie wrażenie czyni dobra dziewczyno? Czyliż to który z moich ziomków stał się przyczyną iakiego nieszczęścia dla ciebie? Czyliż cię opuścił i zapomniał o tobie?
O nie, nie mów tak źle o twoich ziomkach, i ia dawniey sądziłam się być opuszczoną, zapomnianą… ale nie, Stanisław był wiernym i poczciwym, on nie był przyczyna mego nieszczęścia; ia przez niego same tylko szczęście znałam… ale Bóg chciał inaczey, a ia się korzę przed świętością iego wyroków. Ja ci wszystko opowiem iak tylko do niego przyydziemy, ia dla Polaka nie taynego mieć nie mogę… miey tylko cierpliwość bo ia muszę spocząć sobie, natchnąć się wspomnieniem na Stanisława, nim ci wszystko opowiem. – To rzekłszy ieszcze spieszniey iśdź zaczeła i gdybyśmy się iuż znacznie oddalili od miasta, zatrzymała się nagle przed bramą na lewey stronie drogi wystawioną i rzekła: „Czy widzisz ten napis; Weyście do spokoyności. (*). Tutay Stanisław mieszka tu i ia obok niego mieszkać będę, iak mi Bóg spokojność przeznaczy.”
To rzekłszy, puściła mi rękę, wyprzedziła mię i zapominaiąc prawei o mnie pobiegła spiesznie ku ścianie cmentarza. Postępowałem zwolna i szczególnie smutnem uczuciem przeięty za nią; śledziłem iey lekkie skoki pomiędzy grobami, biała iey suknie która mi się gdzie niegdzie między zielonością okazywała, służyła mi za przewodnika. W samym końcu cmentarza w cieniu dwóch młodych akacyy, spostrzegłem ia nakoniec klęczącą nad grobem murawą pokrytym. Prosty krzyż żelazny wznosi się nad nim, mała przepaska blaszana niebieska i czarna zdobi go, we środku u niey zawieszony iest krzyż woyskowy Polski, u dołu ten napis prosty: Ernestyna Stanisławowi. Nie mogłem utulić żalu który mnie przeiął na widok grobu ziomka na obcey ziemi. – Skromna, anielska postać dziewczyny klęczącey nad grobem, iey oczy pełne wyrazu nayszczytnieyszego uniesienia nadziei i wiary ku niebu wzniesione, bez łzy i bez rozczulenia; to zupełnie dołączenie siebie samey od wszystkiego co tylko iest światowem; ciche modły z głębi serca ku nieśmiertelnemu wznoszone, których wzniosłości wyrazami wydać nie mogła; ta niewzruszona i tak na pozór martwa postawa tak silnemi uczuciami przeięta; ten grób osieroconego który na obcey ziemi znalazł przyjaciela, tkliwego zastępcę i ziomków i krewnych… ach! To wszystko tak silnie przem
Wiało do mego serca, żem rzewnie płakać zaczął i tak mocno rozżalenu uległ, iżbym podobno w obec całego świata i naygrawaiących się nawet ze mnie oziębłych ludzi, łez moich nie był powściągnął.
Po pewney chwili powstała, zwróciła się ku mni, i spostrzegawczy moie rozczulenie rzekła podaiąc mi uprzejmie rękę: Czego płaczesz dobry Panie? ia iuż dawno, dawno płakać przestałam: on łez nie potrzebuie, a ia, ia ich godną nie iestem. Lecz modlić się można za niego; i za mnie można westchnąć do Boga… uczyń to dobry Panie, Bóg ci to odpłaci” i ścisnęła mnie za rękę powiększaiąć rozczulenie moie. Wzniosłem oczy i rękę ku niebu i rzekłem: ,,tam twoia pociecha i nadzieia.,,
Tak iest, kochany panie, dobrze mówisz tam iest moia pociecha. Widzisz iak teraz iestem spokoyną po krótkiey modlitwie, teraz mogę ci wszystko opowiedzieć; siądźmy na iego grobie i słuchay moiey powieści.
(*) Eingang zur Ruhe. Ten napis znayduie się na bramie do cmentarza przed Lignicą nowo założonego.